Myślenie o Bogu, swoim życiu, dobrych i złych uczynkach w
kościele nie wychodziło mi wcale. Zbytnio rozpraszała mnie obecność tych
wszystkich starszych pań krzyczących modlitwy w stronę ołtarza, fałszujący
organista i zapach kadzidła unoszący się w powietrzu. Zawsze przyglądałam się
wtedy zimnym murom ozdobionym nieładnymi freskami i szukałam usprawiedliwień
dla Andrzeja, który po prostu mnie olewał, zajęty swoją urojoną miłością do
Dagmary i zastanawianiem się, jak bardzo delikatna musi być jej skóra w dotyku.
Bóg zdecydowanie musiał poczekać na chwile, kiedy nie będzie
przeszkadzać mi żaden człowiek, zapach i mur.
-Hanka, wstawaj.- mój brat dość mocnym ciosem obudził mnie z
letargu w jaki wpadłam, wpatrując się w oddalającą do prezbiterium sylwetkę
księdza. Tym samym przypomniałam sobie, dlaczego tym razem tutaj siedzę,
zamiast popijać ciepłą herbatę albo nadrabiać niedobór alkoholu we krwi z
Monią.
-Kuba, nie wiem jak ty, ale zamierzam spędzić wolne od wujka
Stasia, dowcipów ojca, szlochów matki i dogadywania dziadków popołudnie. Po
prostu zwiewam stąd. Tak, nie patrz tak na mnie. Mam dwadzieścia pięć lat i
chyba mogę decydować o sobie, prawda? Nie chcę ponownie znosić swatania i
kolejki kandydatów których zaprosiła mama. Chyba mam tu coś do powiedzenia,
prawda?
W tym samym momencie poczułam czyjąś rękę na ramieniu i
poczułam ostre perfumy taty.
-A wiesz Haniu, mamusia zaprosiła Tomka Celińskiego z
rodzicami, tego z naprzeciwka. W dzieciństwie uwielbialiście się bawić razem,
pamiętasz?- ironiczne spojrzenie Kuby przekonało mnie jednak, że nie mam
kompletnie nic do powiedzenia, a moje życie jest już ustalone w
najdrobniejszych szczegółach.
Wychodź.
Niemalże dusząc się ze szczęścia, w ostatniej chwili
przybrałam minę cierpiętnicy i niby z niechęcią wychyliłam do dna likier z
mojego kieliszka. Wstałam od stołu lekko się chwiejąc, bo mimo wszystko
naleweczki babci Stasi nie były dla mięczaków i udając zasmuconą oznajmiłam, że
otrzymałam ważną wiadomość z pracy i muszę iść.
Nie sądzę, aby jakoś bardzo im mnie brakowało. No, chyba że
Kubie, który wściekły na to, że sam musiał zostać wśród miliona cioć i wujków,
których widzi po raz pierwszy, wymownie przejechał palcem po gardle.
Szybko narzuciłam na siebie kurtkę i buty, nie kłopocząc się
owijaniem szalika wokół szyi, w razie gdyby ktoś z lekko nietrzeźwego
towarzystwa uświadomił sobie, że jest sobota wieczór i nawet mój szef nie jest
tak bezduszny, aby kazać mi pracować.
Mróz zapewne w ciągu sekundy zdołał namalować czerwone ślady
na moich policzkach, w czym pomógł mu wypity alkohol. Wytężyłam wzrok, by
znaleźć gdzieś w ciemnościach auto Andrzeja, albo chociaż jego zniecierpliwioną
sylwetkę, wydreptującą symetryczne kółko wokół własnej osi.
Zamiast tego słyszę Witaj
Haniu, uroczo zmiękczone przez opatulonego w trzy szaliki i wełnianą czapkę
Conte.
-Co ty tu robisz?- spojrzałam na niego zaskoczona,
zastanawiając się dlaczego Wrona wziął go tu ze sobą, skoro za nim delikatnie
mówiąc, nie przepada.
-Ratuję cię przed śmiercią z nudów, bella. Albo, sądząc po
unoszącym się wokół ciebie zapachu, z przepicia.
No patrz pan, jaki zabawny. Prawie się uśmiechnęłam.
-Gdzie jest Andrzej?
Spojrzał na mnie zaskoczony, na co uniosłam brwi i wyjęłam z
kieszeni komórkę, aby sprawdzić nadawcę smsa. Święcie przekonana, że to Wrona,
bo to on zawsze wybawiał mnie od towarzystwa mojej pokręconej rodziny, nie
kłopotałam się zerknięciem na nadawcę.
-Na randce.- rzucił szybko, jakby się zawstydził i ciągnąc
mnie za rękę, ruszył przed siebie.
Zaraz, zaraz, zaraz. Na czym jest? Chyba udzieliło mi się od
wujka Mariana i przestałam słyszeć na jedno ucho, bo przecież on zwyczajnie nie
mógł iść na randkę bez mojej wiedzy.
Zabolało mnie to dość dotkliwie, że tak zwyczajnie zapomniał
o jego niemalże obowiązku ratowania mnie przed zdziwaczałymi krewnymi i
zwyczajnie zdecydował się iść gdzieś i spędzać czas z kim innym. Nie mogłam
mieć mu tego za złe, lecz jednak do tej pory, nawet pomimo tego że oboje
swojego czasu tkliwiliśmy w związkach, byliśmy dla siebie najważniejsi i po
prostu Andrzej nigdy w życiu nie zapomniałby o głupim smsie aby wybawić mnie
ode złego.
-Gdzie idziemy? Co dla ciebie zabrzmi tak dobrze, że pozwoli
mi potem bezkarnie obcałowywać cię w drodze do twojego lub mojego mieszkania, w
zależności od twojej woli, Hanka? Wódka, romantyczna kolacja, kino czy nie
muszę wysilać się na żadne bajery i zwykły spacer wystarczy?
To bardzo miło z jego strony, że był bezpośredni, a w
dodatku uwzględnił możliwość potrzeby starania się o mnie, ale naprawdę nie
byłam w humorze na przekomarzanie się z napalonym Argentyńczykiem.
-Najlepiej będzie, jak dasz sobie spokój, Facundo. Po prostu
zostaw mnie tu i wróć do siebie, okej? Odezwę się jutro, obiecuję.- cmoknęłam
go w zimny od wiatru policzek czym zaskoczyłam samą siebie, lecz czasami
zdarzają mi się takie chwile dobroci. Conte jednak nie odchodził, a wodził
wzrokiem od mojej twarzy, która pewnie prezentowała się dość niewyjściowo do
bloku przed którym się znajdowaliśmy. Przez chwilę wyglądał, jakby myślał, a ja
prawie się nabrałam. Potem jednak było jeszcze gorzej, bo spojrzał z dziwnym
błyskiem zrozumienia w oku na blok przed nami, a potem znów na moją twarz.
-Więc to jest ten powód, dla którego chociaż chce cię jak
cholera, to nie mogę.- dlaczego do cholery w jego głosie słychać rozżalenie, a
odległość między nami zwiększyła się, czego, dopiero teraz sobie uświadomiłam,
wcale nie chciałam. Z nadmiaru wrażeń mną targających zapomniałam nawet o tym więc na początku zdania.
-Jak długo zajmie ci zrozumienie, że nie jestem jedną z tych
pierwszych lepszych laleczek, które można mieć na skinienie ręki, a raczej
portfela? Hanka Piwońska ma swoje zasady i się ich trzyma, a niechodzenie z
przygodnymi facetami do łóżka jest jedną z tych najważniejszych.- starałam się
brzmieć groźnie i stanowczo, jednak ironicznie dobrotliwy wzrok Facundo
prześlizgujący się po mnie uświadomił mi, że byłam bardzo naiwna, wierząc że da
się nabrać na surową i oziębłą Hankę.
-Rób co chcesz, ale proszę cię tylko o jedno- nie oszukuj
się, nigdy. Nie warto.- cmoknął mnie dobrotliwie w czoło i zniknął w
ciemnościach, zostawiając mnie na parkingu oszołomioną jego słowami i zapachem-
pomieszaniem pewnie bardzo drogich perfum i pomarańczy. A ja bardzo lubiłam
pomarańcze. Bardziej niż maliny, którymi zawsze pachniał Andrzej.
Nie chciałam spędzać tego wieczoru samotnie. Nie teraz,
kiedy miałam bałagan w głowie, wiśniówki i śliwowice kołysały mną na prawo i
lewo, a w dodatku nie miałam do roboty kompletnie nic, bo był weekend, a ja
jako porządna pracownica przygotowałam się do pracy już w piątek. Postanowiłam
sprawdzić bzdury Conte i skoro już stałam przed tym cholernym blokiem, zobaczyć
co u Andrzeja. W kuchennych oknach tliło się światło, co oznaczało że raczej
był w domu. Najwyżej złamię sobie sama serce jego widokiem w objęciach jakiejś
pięknej brunetki, a potem grzecznie przeproszę i wrócę do domu dokończyć
napoczęte dzieło alkoholów domowej roboty- po prostu spiję się do
nieprzytomności.
-Cześć.- Wrona miał dziwnie czerwone policzki, kiedy
otwierał mi drzwi. Krzywo zapięta koszula także rzucała się w oczy, a ślady
czerwonej szminki na jej kołnierzyku i szyi Andrzeja po prostu raziły po
oczach.
-Ha-ha-hania?- wyjąkał, otwierając szerzej drzwi i odsuwając
się, lecz ja wciąż stałam na wycieraczce.
-Byłam u wujka Stasia, tego co kiedyś powiedział, że
współczuje ci tak kiepskiej gospodyni domowej na żonę jak ja- poczułam jak
pąsowieją mi policzki- ale nieważne, to chyba kiepski pomysł.- odwróciłam się,
walcząc ze łzami w oczach i chciałam iść do domu, lecz przytrzymał mnie
ramieniem.
-Nawaliłem z tymi urodzinami, wiem.- przycisnął mnie do
siebie, a ja poczułam jak żołądek wywraca mi się na drugą stronę. Wcisnęłam
głowę w jego koszulę, by poczuć bicie jego serca i wierzcie mi, mogłabym tak
stać wiecznie. Już zapomniałam, że wystawił mnie dla jakiejś innej oraz o tym,
że przerwałam mu randkę życia.
-Piwońska, zadzwonię do ciebie jutro i wszystko wyjaśnię,
obiecuję.- ostatni raz ścisnął mocniej moją dłoń zamkniętą w jego, kiedy za
jego plecami usłyszałam głos.
-Andrzej, co tak długo?- spojrzałam zszokowana na sylwetkę
kobiety wyłaniającej się zza jego pleców. Westchnął ciężko; pewnie to nie tak
miało wyglądać. Chyba zamierzał mi o tym powiedzieć osobiście, ale ja
przestałam mieć jakąkolwiek ochotę na słuchanie jego wyjaśnień.
-Cześć, Dagmara.- mruknęłam, wyślizgnęłam dłoń z jego
uścisku i zbiegłam ze schodów, zaczynając płakać.
To naprawdę dziwne, jakie uczucia wywołują w nas inni, bo do tej pory prawie
nigdy nie płakałam. Chyba że wtedy jak Wrona przejechał mojego najukochańszego
kota. No, czyli wszystko i tak przez
niego.
-Facundo, co ty tutaj robisz?- niemałe było moje zdziwienie,
gdy zastałam koczującego pod moimi drzwiami Argentyńczyka.
-Przyszedłem cię pocieszyć.
A ja głupia dałam się pocieszać przez całą noc.
_____
Oby 2015 był lepszy od poprzedniego, chociaż sportowo chyba się już nie da.
Siatkarze, Kamil, Justyna, Real, Skra, Bródka- ich zwycięstwa to po prostu najszczęśliwsze dni w tym roku, a nawet pokusiłabym się o stwierdzenie że w moim życiu.
Tak przy okazji, czy ktoś tak bardzo jak ja kocha AUSTRIA TEAM? Uczuciem głębszym darzę tylko Kamila, który jest po prostu niesamowity w tym co robi.