wtorek, 30 grudnia 2014

No patrz pan, jaki zabawny


Myślenie o Bogu, swoim życiu, dobrych i złych uczynkach w kościele nie wychodziło mi wcale. Zbytnio rozpraszała mnie obecność tych wszystkich starszych pań krzyczących modlitwy w stronę ołtarza, fałszujący organista i zapach kadzidła unoszący się w powietrzu. Zawsze przyglądałam się wtedy zimnym murom ozdobionym nieładnymi freskami i szukałam usprawiedliwień dla Andrzeja, który po prostu mnie olewał, zajęty swoją urojoną miłością do Dagmary i zastanawianiem się, jak bardzo delikatna musi być jej skóra w dotyku.
Bóg zdecydowanie musiał poczekać na chwile, kiedy nie będzie przeszkadzać mi żaden człowiek, zapach i mur.
-Hanka, wstawaj.- mój brat dość mocnym ciosem obudził mnie z letargu w jaki wpadłam, wpatrując się w oddalającą do prezbiterium sylwetkę księdza. Tym samym przypomniałam sobie, dlaczego tym razem tutaj siedzę, zamiast popijać ciepłą herbatę albo nadrabiać niedobór alkoholu we krwi z Monią.
-Kuba, nie wiem jak ty, ale zamierzam spędzić wolne od wujka Stasia, dowcipów ojca, szlochów matki i dogadywania dziadków popołudnie. Po prostu zwiewam stąd. Tak, nie patrz tak na mnie. Mam dwadzieścia pięć lat i chyba mogę decydować o sobie, prawda? Nie chcę ponownie znosić swatania i kolejki kandydatów których zaprosiła mama. Chyba mam tu coś do powiedzenia, prawda?
W tym samym momencie poczułam czyjąś rękę na ramieniu i poczułam ostre perfumy taty.
-A wiesz Haniu, mamusia zaprosiła Tomka Celińskiego z rodzicami, tego z naprzeciwka. W dzieciństwie uwielbialiście się bawić razem, pamiętasz?- ironiczne spojrzenie Kuby przekonało mnie jednak, że nie mam kompletnie nic do powiedzenia, a moje życie jest już ustalone w najdrobniejszych szczegółach.

Wychodź.
Niemalże dusząc się ze szczęścia, w ostatniej chwili przybrałam minę cierpiętnicy i niby z niechęcią wychyliłam do dna likier z mojego kieliszka. Wstałam od stołu lekko się chwiejąc, bo mimo wszystko naleweczki babci Stasi nie były dla mięczaków i udając zasmuconą oznajmiłam, że otrzymałam ważną wiadomość z pracy i muszę iść.
Nie sądzę, aby jakoś bardzo im mnie brakowało. No, chyba że Kubie, który wściekły na to, że sam musiał zostać wśród miliona cioć i wujków, których widzi po raz pierwszy, wymownie przejechał palcem po gardle.
Szybko narzuciłam na siebie kurtkę i buty, nie kłopocząc się owijaniem szalika wokół szyi, w razie gdyby ktoś z lekko nietrzeźwego towarzystwa uświadomił sobie, że jest sobota wieczór i nawet mój szef nie jest tak bezduszny, aby kazać mi pracować.
Mróz zapewne w ciągu sekundy zdołał namalować czerwone ślady na moich policzkach, w czym pomógł mu wypity alkohol. Wytężyłam wzrok, by znaleźć gdzieś w ciemnościach auto Andrzeja, albo chociaż jego zniecierpliwioną sylwetkę, wydreptującą symetryczne kółko wokół własnej osi.
Zamiast tego słyszę Witaj Haniu, uroczo zmiękczone przez opatulonego w trzy szaliki i wełnianą czapkę Conte.
-Co ty tu robisz?- spojrzałam na niego zaskoczona, zastanawiając się dlaczego Wrona wziął go tu ze sobą, skoro za nim delikatnie mówiąc, nie przepada.
-Ratuję cię przed śmiercią z nudów, bella. Albo, sądząc po unoszącym się wokół ciebie zapachu, z przepicia.
No patrz pan, jaki zabawny. Prawie się uśmiechnęłam.
-Gdzie jest Andrzej?
Spojrzał na mnie zaskoczony, na co uniosłam brwi i wyjęłam z kieszeni komórkę, aby sprawdzić nadawcę smsa. Święcie przekonana, że to Wrona, bo to on zawsze wybawiał mnie od towarzystwa mojej pokręconej rodziny, nie kłopotałam się zerknięciem na nadawcę.
-Na randce.- rzucił szybko, jakby się zawstydził i ciągnąc mnie za rękę, ruszył przed siebie.
Zaraz, zaraz, zaraz. Na czym jest? Chyba udzieliło mi się od wujka Mariana i przestałam słyszeć na jedno ucho, bo przecież on zwyczajnie nie mógł iść na randkę bez mojej wiedzy.
Zabolało mnie to dość dotkliwie, że tak zwyczajnie zapomniał o jego niemalże obowiązku ratowania mnie przed zdziwaczałymi krewnymi i zwyczajnie zdecydował się iść gdzieś i spędzać czas z kim innym. Nie mogłam mieć mu tego za złe, lecz jednak do tej pory, nawet pomimo tego że oboje swojego czasu tkliwiliśmy w związkach, byliśmy dla siebie najważniejsi i po prostu Andrzej nigdy w życiu nie zapomniałby o głupim smsie aby wybawić mnie ode złego.
-Gdzie idziemy? Co dla ciebie zabrzmi tak dobrze, że pozwoli mi potem bezkarnie obcałowywać cię w drodze do twojego lub mojego mieszkania, w zależności od twojej woli, Hanka? Wódka, romantyczna kolacja, kino czy nie muszę wysilać się na żadne bajery i zwykły spacer wystarczy?
To bardzo miło z jego strony, że był bezpośredni, a w dodatku uwzględnił możliwość potrzeby starania się o mnie, ale naprawdę nie byłam w humorze na przekomarzanie się z napalonym Argentyńczykiem.
-Najlepiej będzie, jak dasz sobie spokój, Facundo. Po prostu zostaw mnie tu i wróć do siebie, okej? Odezwę się jutro, obiecuję.- cmoknęłam go w zimny od wiatru policzek czym zaskoczyłam samą siebie, lecz czasami zdarzają mi się takie chwile dobroci. Conte jednak nie odchodził, a wodził wzrokiem od mojej twarzy, która pewnie prezentowała się dość niewyjściowo do bloku przed którym się znajdowaliśmy. Przez chwilę wyglądał, jakby myślał, a ja prawie się nabrałam. Potem jednak było jeszcze gorzej, bo spojrzał z dziwnym błyskiem zrozumienia w oku na blok przed nami, a potem znów na moją twarz.
-Więc to jest ten powód, dla którego chociaż chce cię jak cholera, to nie mogę.- dlaczego do cholery w jego głosie słychać rozżalenie, a odległość między nami zwiększyła się, czego, dopiero teraz sobie uświadomiłam, wcale nie chciałam. Z nadmiaru wrażeń mną targających zapomniałam nawet o tym więc na początku zdania.
-Jak długo zajmie ci zrozumienie, że nie jestem jedną z tych pierwszych lepszych laleczek, które można mieć na skinienie ręki, a raczej portfela? Hanka Piwońska ma swoje zasady i się ich trzyma, a niechodzenie z przygodnymi facetami do łóżka jest jedną z tych najważniejszych.- starałam się brzmieć groźnie i stanowczo, jednak ironicznie dobrotliwy wzrok Facundo prześlizgujący się po mnie uświadomił mi, że byłam bardzo naiwna, wierząc że da się nabrać na surową i oziębłą Hankę.
-Rób co chcesz, ale proszę cię tylko o jedno- nie oszukuj się, nigdy. Nie warto.- cmoknął mnie dobrotliwie w czoło i zniknął w ciemnościach, zostawiając mnie na parkingu oszołomioną jego słowami i zapachem- pomieszaniem pewnie bardzo drogich perfum i pomarańczy. A ja bardzo lubiłam pomarańcze. Bardziej niż maliny, którymi zawsze pachniał Andrzej.
Nie chciałam spędzać tego wieczoru samotnie. Nie teraz, kiedy miałam bałagan w głowie, wiśniówki i śliwowice kołysały mną na prawo i lewo, a w dodatku nie miałam do roboty kompletnie nic, bo był weekend, a ja jako porządna pracownica przygotowałam się do pracy już w piątek. Postanowiłam sprawdzić bzdury Conte i skoro już stałam przed tym cholernym blokiem, zobaczyć co u Andrzeja. W kuchennych oknach tliło się światło, co oznaczało że raczej był w domu. Najwyżej złamię sobie sama serce jego widokiem w objęciach jakiejś pięknej brunetki, a potem grzecznie przeproszę i wrócę do domu dokończyć napoczęte dzieło alkoholów domowej roboty- po prostu spiję się do nieprzytomności.

-Cześć.- Wrona miał dziwnie czerwone policzki, kiedy otwierał mi drzwi. Krzywo zapięta koszula także rzucała się w oczy, a ślady czerwonej szminki na jej kołnierzyku i szyi Andrzeja po prostu raziły po oczach.
-Ha-ha-hania?- wyjąkał, otwierając szerzej drzwi i odsuwając się, lecz ja wciąż stałam na wycieraczce.
-Byłam u wujka Stasia, tego co kiedyś powiedział, że współczuje ci tak kiepskiej gospodyni domowej na żonę jak ja- poczułam jak pąsowieją mi policzki- ale nieważne, to chyba kiepski pomysł.- odwróciłam się, walcząc ze łzami w oczach i chciałam iść do domu, lecz przytrzymał mnie ramieniem.
-Nawaliłem z tymi urodzinami, wiem.- przycisnął mnie do siebie, a ja poczułam jak żołądek wywraca mi się na drugą stronę. Wcisnęłam głowę w jego koszulę, by poczuć bicie jego serca i wierzcie mi, mogłabym tak stać wiecznie. Już zapomniałam, że wystawił mnie dla jakiejś innej oraz o tym, że przerwałam mu randkę życia.
-Piwońska, zadzwonię do ciebie jutro i wszystko wyjaśnię, obiecuję.- ostatni raz ścisnął mocniej moją dłoń zamkniętą w jego, kiedy za jego plecami usłyszałam głos.
-Andrzej, co tak długo?- spojrzałam zszokowana na sylwetkę kobiety wyłaniającej się zza jego pleców. Westchnął ciężko; pewnie to nie tak miało wyglądać. Chyba zamierzał mi o tym powiedzieć osobiście, ale ja przestałam mieć jakąkolwiek ochotę na słuchanie jego wyjaśnień.
-Cześć, Dagmara.- mruknęłam, wyślizgnęłam dłoń z jego uścisku i zbiegłam ze schodów, zaczynając płakać.
To naprawdę dziwne, jakie uczucia wywołują w nas inni, bo do tej pory prawie nigdy nie płakałam. Chyba że wtedy jak Wrona przejechał mojego najukochańszego kota. No, czyli wszystko i tak  przez niego.



-Facundo, co ty tutaj robisz?- niemałe było moje zdziwienie, gdy zastałam koczującego pod moimi drzwiami Argentyńczyka.
-Przyszedłem cię pocieszyć.


A ja głupia dałam się pocieszać przez całą noc.

_____
Oby 2015 był lepszy od poprzedniego, chociaż sportowo chyba się już nie da. 
Siatkarze, Kamil, Justyna, Real, Skra, Bródka- ich zwycięstwa to po prostu najszczęśliwsze dni w tym roku, a nawet pokusiłabym się o stwierdzenie że w moim życiu. 
Tak przy okazji, czy ktoś tak bardzo jak ja kocha AUSTRIA TEAM? Uczuciem głębszym darzę tylko Kamila, który jest po prostu niesamowity w tym co robi.

7 komentarzy:

  1. A ja kocham całym sercem Hankę, że dała się pocieszać przez całą noc. Przecież Conte jest taki pocieszny, a pisząc to wyżej chyba uczyniłaś wszystko żeby zrobiło mi się tak cholernie go żal. AUSTRIA JEST NAJLEPSZA!

    OdpowiedzUsuń
  2. Facu się znalazł tam gdzie powinien. O tak :D Un imbecille - jedyny komentarz jaki mam na Wronę no sory...A co do Austria Team, po czymś takim jak zobaczyłam w Obertsdorfie zacieszałam z nich dobrą godzinę. Kochani są no ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale Wrona jest irytujący, o matko!
    A tak poza tym, to miliony serduszek dla Ciebie Ziel i dla Hani. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. lepszy pocieszający Kąte niż Endrju, który jej nie kocha.

    OdpowiedzUsuń
  5. A my ciagle czekamy na pocieszajacego Conte , który jest tak bezpośredni ze nie mozna go nie lubić ��

    OdpowiedzUsuń
  6. Zieeeeeeeeeeeeeel. Ja tu czekam. Olej matmę na chwilę

    OdpowiedzUsuń